Jadac setki kilometrow bezdrozami pustynnego terenu uswiadamiasz sobie,jak swiat jest zroznicowany,potezny,bezlitosny. To miejsce prawdziwych skrajnosci. Wiekszosc trasy to kamienisto zwirowe rowniny,ktorymi gnamy naszym Uazem 80km/h. Tylko czasem ogladamy stada baranow koz czasem biegnace konie lub leniwie podazajace gdzies wielblady. Docieramy do doliny Jolyn Am, to pasmo wchodzace w sklad Altaju Gobijskiego. Tu, w dolinie odnajdujemy piekne krajobrazy gor,Mongolow pedzacych na koniach i w najwezszym miejscu doliny lod,potezna tafla lodu przez ktora ciezko przedostac sie na druga strone. Jedziemy dalej przez rowniny,towarzyszy nam mongolska muzyka, pasuje idealnie do scenerii za oknem. Hoiga nasz kierowca mowi tylko w swoim ojczystym jezyku. ale dobrze nam sie jedzie. Spiewa. Uprawia zapasy.I zawozi nas w takie miejsca o ktorych w przewodnikach nie znajdziesz informacji. Najprawdopodobniej obiad jemy u jego cioci, gdzies na Gobi. Przyjmuje nas w jurcie czestuje tym co ma.Usmiecha sie do nas.Pozuje do zdjecia."Ciocia"ma najpiekniejsza jurte w jakiej mialam okazje byc.Na polce ma tez kosmetyki z mojej ulubionej firmy ;> ach jaki ten swiat maly!Po drodze wstepujemy do napotkanych jurt. Natrafiamy na pogon za dzikim koniem. Nasz Hoiga pomagal Mongolom ujarzmic dzikiego konia. Widok nie do zapomnienia,choc przyznam ze wolalabym tego nie widziec. W chwili pzerwy robimy zdjecia wsrod pijacych wode wielbladow,koz a w tle koncertuja barany,raczej becza niz spiewaja;>jedziemy dalej ,a gdy woda sie zagotowala w naszym samochodzie odpoczywamy w cieniu( cienia mamy skrawek z jednej strony samochodu,ale miescimy sie wszyscy,ogladamy zdjecia i wchlaniamy litry plynow,jest jakies 40stopni ). Dojezdzamy do 200 letniego lasu. Widok tych drzew pokazuje starosc. Patrze i widze stare,umeczone drzewa. Sponiewierane. Mam wrazenie ze chce im sie pic. My wypilymy wszystko to co mialysmy na 3 dni w 1,5 dnia. A tu pustynia i zarty sie skonczyly. A przed nami jeszcze dzien na 200m spiewajacych wydmach przy zarze z nieba,przejazdzka po pustyni na wielbladach zakonczona burza piaskowa i bardzo ciezkim powrocie do jurty,cala noc trwajaca burza piaskowa bez mozliwosci wysikania sie,bo toalety znajduja sie jakies 50 czasem 100m od jurt. I powrot do najblizszego sklepu jakies 200km i to wszystko na ostatnich oparach wody mineralnej. Przezyjesz,zrozumiesz. Takie haslo zostalo po burzy piaskowej na Gobi. p.s. juz nigdy wiecej nie wsiadam na wielblada.Pluje.Podrzuca. A na koniec zrzuca!Never! I do dzis go czuja moje nogi;>